Twarze kwarantanny 2
Bardzo nie chciałam się w tej izolacji odizolować mentalnie od innych ludzi. Samotność nie jest zła ale w sytuacjach kryzysu jak nigdy potrzebuję poczucia solidarności i współodczuwania.
Zadałam moim znajomym – z rozmaitych baniek – trzy pytania:
1. Jak kwarantanna zmieniła twoje życie?
2. Jakie przeważają emocje?
3. Co Ci pomaga?
Poprosiłam również, by przesłali mi zdjęcie obrazujące ich kwarantannę.
Pierwszą część tych wywiadów możecie przeczytać TU.
******
Mateusz, animator kultury. Obecnie mieszka w Argentynie gdzie uczy się o permakulturze – zamierza stworzyć własną eko wioskę
Jak kwarantanna zmieniła Twoje życie?
Przypuszczam, że kwarantanna nie zmieniła mojej codzienności aż tak bardzo jak niektórych osób. Nie pracuję, nie jestem typem osoby, która lubi wyjść do klubu lub na koncert, więc zamknięcie w domu mi tak bardzo nie przeszkadza. Też ważne, że w moim przypadku kwarantanna nie oznacza całkowitego odosobnienia, bo zamknięty jestem z moimi dwoma partnerami i dodatkowo ze współlokatorem w pokoju obok.
Wychodzimy do sklepu raz w tygodniu. Częściej, jeżeli sąsiedzi czegoś potrzebują. Mieszkamy w bloku z wieloma starszymi osobami, więc zorganizowaliśmy im pomoc – listy zakupów mogą wysyłać na whatssappa, całodobowo wsuwać nam pod drzwi, albo zwyczajnie zastukać do nas za dnia. Mamy więc też kontakt i z sąsiadami.
Czego mi brakuje, to na pewno natura. Przyzwyczaiłem się do długich, codziennych wędrówek. Jak nie na dziko, z namiotem na plecach, to przynajmniej po mieście – od parku do parku. Brakuje mi też szafy, którą kupiliśmy, a nie zdołała dotrzeć na czas do nowo wynajętego, wciąż prawie zupełnie pustego mieszkania. Chciałbym też mieć pewność, że po tym wszystkim, proces przyznawania wiz wróci do normalności. Jeżeli Argentyna poradzi sobie z wirusem przed Europą, mogą być w tej kwestii pewne obostrzenia, które utrudnią moje życie imigranta. Brakuje mi więc na pewno spokoju ducha, pozostaje dozą niepewności o przyszłość.
Niektóre rzeczy zmieniły się jednak na lepsze – zauważam że więcej znajomych znajduje czas by zadzwonić lub napisać, a ja sam w końcu zabrałem się za robienie strony o permakulturze (czyli coś, co długo chciałem, ale jakoś zebrać się nie mogłem). Całe dnie mogę też chodzić bez spodni, lub w mojej galabija.
Tu, gdzie się znajdujemy czyli w Rosario, Argentyna, kwarantanna jest trochę bardziej restrykcyjna. Granice kraju i miasta są zamknięte, nie działają sklepy, również on-line, nie wolno kupować nic na olx, wychodzić na spacery, nawet w środku nocy. Porządku pilnuje policja, legitymując i nakładając kary finansowe, a nawet aresztując tych, którzy wychodzą z domu bez powodu lub idą do sklepu/apteki za bardzo oddalonej od miejsca zamieszkania. Za jazdę samochodem, mogą skonfiskować pojazd.
Jakie są główne emocje?
Nie boję się o siebie, nie boję się o ludzkość, ale boje się o Argentyńczyków, którzy nie dostają żadnej pomocy od rządu i masowo tracą teraz pracę. Pamietajmy, że to kraj, który już przed koronawirusem miał inflację 48% w skali roku, a 40% mieszkańców żyło poniżej poziomu skrajnego ubóstwa. Po tych kilku miesiącach, widok osób szukających pożywienia w koszach na śmieci na pewno będzie jeszcze bardziej powszechny.
Boję się o Wenezuelczykow, o mieszkańców dyktatury, w której miejscami brakuje nawet zwykłej aspiryny, nie ma czystej wody pitnej i są przerwy w dostawach prądu, również w szpitalach. Tam i w wielu podobnych miejscach na świecie, koronawirus będzie rozprzestrzeniać się dużo szybciej, ale nie zobaczymy tego w informacjach podanych w mediach, bo kraju nie stać by robić ludziom testy na obecność Covid, albo miejscami, jak w Tadżykistanie czy Wenezueli właśnie, władze nie przyznają, że mogą mieć większy problem z chorobą, bo nie wpisuje się to w ich propagandę.
Co Ci pomaga?
Chciałbym wierzyć, że ludzkość odrobi lekcje i po tym wszystkim będziemy kupować mniej, bardziej akcentować relacje międzyludzkie niż zabiegać o nowy telewizor, pomagać innym, dbać o naturę itd. Niestety, bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że konsumpcja przyspieszy, a politycy przyjmą kurs Bolsonaro lub Trumpa zachęcając do stymulacji narodowej gospodarki za wszelką cenę, ponad zdrowy rozsądek. Jak jednak będzie na prawdę – zobaczymy. Nie ma sensu bawić się w futurologię
*****
Agnieszka, pedagożka, mama trojaczków, jeden z synków mierzy się z dziecięcym porażeniem mózgowym
Jak kwarantanna wpłynęła na moje życie…
Jakieś 2 tygodnie przed kwarantanną, Mąż był zmuszony wyjechać za granicę. Wtedy jeszcze nie spodziewaliśmy się, że będzie taka sytuacja. Nie było tragedii, bo mieliśmy pomoc niani, która przychodzi do nas w związku z tym, że nasze Dzieci od roku nie chodzą do przedszkola, a ja kilka razy w tygodniu jeżdżę na rehabilitację z Synem, Baliśmy się tylko, co będzie, kiedy niania pod koniec marca, wyjedzie za granicę na około 2 tygodnie (konieczny wyjazd). Tuż przed kwarantanną okazało się, że musi wyjechać w ciągu 3 dni, bo później nie przepuszczą Jej przez granicę. I tak, z dnia na dzień, zostaliśmy sami. Ja i troje 5.5 letnich Dzieci.
Zmian dużo… Już tydzień przed kwarantanną Miłosz nie chodził na rehabilitację, bo doleczaliśmy kaszelek. A tu perspektywa co najmniej 2-tygodniowego (jak się okazuje obecnie – o wiele dłuższego) braku rehabilitacji, która dla dziecka z Mózgowym Porażeniem Dziecięcym jest niezbędna. I tu dochodzi ogromne obciążenie psychiczne, bo muszę się stać w pewnym sensie rehabilitantką własnego dziecka, przejąć odpowiedzialność za to, jak będzie funkcjonował. Na początku starałam się to robić sama, a od niedawna na szczęście przy wsparciu konsultacji online z fizjoterapeutą.
Całodzienna opieka nad Dziećmi nie jest dla mnie nowością. W związku z niepełnosprawnością Syna i koniecznością regularnych wizyt u terapeutów, w połączeniu z tym, że rok temu zdecydowaliśmy się, żeby Dzieci nie uczęszczały do przedszkola, nie wróciłam dotąd do pracy. Zmieniło się to, że nie mamy wsparcia i musieliśmy przeorganizować nasz dzień. Ja nie jeżdżę z Synem na rehabilitację. Nie chodzimy z Dziećmi na spotkania z naszą grupką leśnych przedszkolaków (inicjatywa, którą prowadzimy w raz z innymi rodzicami). Większość czasu spędzamy w domu. Czasami pozwolimy sobie na spacer, trzymając się z dala od innych ludzi. Tylko, że nie jest to już nasza tradycyjna wędrówka po lesie (od początku kwarantanny nie mamy takiej możliwości przez niesprawne auto i niebezpieczeństwo poruszania się komunikacją miejską), z innymi dziećmi i mamami, czy zabawa na osiedlowym placu zabaw. Pozostaje nam spacer po osiedlu i pobliskiej łące, z dala od ludzi, pilnując by Dzieci nie dotykały niczego na klatce schodowej, nie zbliżały się do innych ludzi. Obserwowanie zmieniającej się przyrody tylko w obrębie osiedla i łąki. Zakupy robię wyłącznie online, co mnie totalnie ratuje w sytuacji, kiedy jestem zupełnie sama.
Kwarantanna ma też swoje plusy. Mamy z Dziećmi dla siebie duuuuużo czasu. Ja i Syn nie jeździmy na zajęcia, więc Rodzeństwo cały dzień może spędzić razem. Nigdzie się nie śpieszymy. Po 5 latach regularnego jeżdżenia na wizyty kontrolne i rehabilitację (z uwagi na wcześniactwo początkowo z całą trójką), ciągłego pośpiechu, było nam potrzebne takie zwolnienie. Dzieci mają w końcu przestrzeń na niczym nieprzerywaną zabawę w komplecie. Widzę jak jeszcze bardziej uczą się dzięki temu budowania relacji. Możemy na prawdę się sobą nacieszyć. Choć na 40m kw i z brakiem możliwości odcięcia od siebie, a w moim przypadku, samotnego wyjścia choć na chwilę – wychodzi to czasem uszami
Nawet żeby wynieść śmieci, dzwonię do Męża żeby pogadał z Dziećmi na kamerce – taka opieka online
Główne emocje
Tak jak wszyscy, boję się ryzyka zarażenia, dlatego zachowujemy środki ostrożności. Teraz nawet, postanowiłam, że dopóki nie przyjdą maseczki, zawiesimy wyjścia na dwór, bo mimo, że na dworze trzymamy się od ludzi z daleka, to przechodząc przez klatkę schodową, zwiększamy ryzyko. Do lęku o zdrowie dochodzi jeszcze to, że jestem z Dziećmi sama. Byłam przerażona, kiedy z dnia na dzień okazało się, że niania wyjeżdża. Mimo iż samodzielna opieka nad Dziećmi nie jest dla mnie nowością i radzę sobie z tym. Bałam się tego, że w sytuacji gdyby ktokolwiek z nas był chory, czy wystąpiła jakakolwiek nieprzewidziana sytuacja zdrowotna, to nie mamy wsparcia. Jesteśmy sami.
Bardzo się martwię o to, jak przerwa w rehabilitacji wpłynie na funkcjonowanie Syna z niepełnosprawnością. Już teraz widzę regres. Pogorszyły się funkcje, nad którymi długo pracował. Ciałko jest słabsze, mózg zapomniał po części to, czego się nauczył. Kiedy Syn będzie mógł wrócić na rehabilitację? Na ile ja swoim wsparciem i przy pomocy konsultacji online będę mogła Mu pomóc? Jak długo jeszcze potrwa kwarantanna? Jak Syn będzie funkcjonował po Jej zakończeniu i ile czasu będzie potrzebował, żeby nadrobić stracony czas? Ile czasu minie, zanim znów zacznie robić postępy w stosunku do funkcjonowania sprzed przerwy w rehabilitacji? Czy będzie miał gdzie wrócić po kwarantannie? Wiem już, że np ośrodek neurologopedyczny do którego chodził Syn i do którego miała chodzić pozostała nasza dwójka, ze względów ekonomicznych, prawdopodobnie będzie zmuszony zawiesić swoje działanie na ok pół roku. Fizjoterapeutka, z którą Syn ćwiczył, akurat do końca kwietnia miała pracować przed planowanym zwolnieniem z uwagi na ciąże i urlopem macierzyńskim. Więc kwarantanna zabrała nam 2 miesiące rehabilitacji z ukochaną fizjo. A po kwarantannie, w czasie kiedy Syn będzie potrzebował najbardziej intensywnej pracy, będziemy musieli wybrać nowego terapeutę. Najbardziej dręczy mnie poczucie odpowiedzialności za to, jak wesprę Syna w czasie kwarantanny, by brak specjalistycznej rehabilitacji, miał jak najmniejszy wpływ na Jego funkcjonowanie.
Jak pewnie każdy martwię się też o sytuację gospodarczą kraju,
Kiedy wychodziłam z Dziećmi na spacer, czułam przygnębienie, widząc prawie puste osiedle, ludzi omijających się z daleka (choć to konieczność i absolutnie to popieram). Cieszę się, że nie muszę chodzić do sklepów, bo chyba jeszcze bardziej przygnębiałby mnie widok ludzi z konieczności robiących zakupy w rękawiczkach.
Czuję wdzięczność. Że jesteśmy zdrowi, że moje Dzieci rozumieją sytuację i dostosowały się do niej. Że mam wokół ludzi, którzy naprawdę na poważnie biorą sobie zalecenia ostrożności, nie gromadzą się, trzymają się na dystans. Do ludzi, którzy w tej szczególnej sytuacji dzielą się inspiracjami, efektami swojej pracy, udostępniając swoje pomysły, czy nagrania swoich zajęć dla Dzieci, webinarów. Czuję ogromną wdzięczność, czytając o ludziach, którzy chcą pomagać innym, uziemionym w domu z powodu kwarantanny. Robią zakupy, wyprowadzają psy. Dostarczając przesyłki (sama z takiej pomocy skorzystałam). Poświęcają swój czas i materiały, szyjąc maseczki, przekazując je bezpłatnie służbom medycznym i osobom prywatnym. Charytatywnie przygotowując, czy rozwożąc posiłki dla potrzebujących, nawet w ogromnych ilościach dla służb medycznych. Ogromna wdzięczność dla wszystkich grup zawodowych, które pracują, żebyśmy mogli funkcjonować normalnie na tyle na ile to możliwe. Dla tych, którzy zawieszają swoje działania dla bezpieczeństwa nas wszystkich, Dla służb medycznych, które w szczególnych warunkach walczą o zdrowie ludzi. Dla mojego Męża, który wspiera mnie jak może, mimo pobytu za granicą. Wspiera duchowo, dba żeby nam niczego nie zabrakło, zajmuje się Dziećmi chwilkę online, kiedy jestem w kryzysie lub idę wynieść śmieci
Moim bliskim którzy wspierają mnie duchowo.
Czuję radość z tego, że mogę ten czas spędzić z moimi Dziećmi, zwolnić…
Co pomaga?
Zdalne wsparcie Męża, możliwość zakupów online, czasem awaryjne dostarczenie czegoś przez bliskich. Możliwość kontaktu z ludźmi online.
Bardzo pomaga mi, kiedy udaje nam się z Dziećmi pójść na pobliską łąkę, gdzie mamy namiastkę przyrody, gdzie Dzieci krzyczą „ale tu spokojnie” i wspinają się na drzewa. Gdy po drodze podziwiają każdy nowy kwiatek
Niezwykle pomaga świadomość, że ludzie sobie na wzajem pomagają. Że gdybym czegoś potrzebowała awaryjnie, to są ludzie, np działający w ramach inicjatywy „Latające Wsparcie Kryzysowe, czy grupy „Widzialna Ręka”, czy którzy mi, czy innym potrzebującym wsparcia osobom, bezinteresownie pomogą.
Pomagają materiały z inspiracjami na różnych grupach (choć ważne, żeby znaleźć umiar w ich poszukiwaniu i wykorzystywaniu , warsztaty dla rodziców, które dają wsparcie.
*****
Ania, iberystka, samodzielna mama Mijki (8 lat)
Jak kwarantanna zmieniła Twoje życie?
Spędzam dużo więcej czasu przed komputerem, bo zaplanowane zajecia na zywo przestaly byc mozliwe. W zwiazku z tym czuję się gorzej fizycznie, mam codziennie bole glowy. Pewne projekty zostały wstrzymane, ale pojawiły sie nowe pomysły. Łatwiej mi niz wczesniej o bardziej stały plan dnia – np jedzenie posiłkow o tej samej porze.
Jaki są główne emocje?
Strach przez ograniczaniem praw obywatela, złość na krotkowzrocznosc i tworzenie pola do roznych naduzych, smutek zwiazany z obserwowanymi tendencjami do ograniczania wolnosci sobie wzajemnie oraz troska o tych, ktorych najbardziej dotyka przymusowa kwarantanna.
Co Ci pomaga?
Zajmowanie się swoimi projektami, spacery z psem, medytacja, joga, ksiązki, uzyskiwanie informacji i poszukiwanie prawdy.
****
Joanna, opowiadaczka, prowadzi bloga wirus zmiany
Jak kwarantanna wpłynęła na Twoje życie?
Moje życie prawie się nie zmieniło, nie muszę tylko nigdzie jeździć i czuję się trochę uwolniona od konieczności interakcji. Jestem totalną introwertyczką. Nawet fakt, że moja córka utknęła w Warszawie i teraz jestem sama nie przeszkadza mi. Wiem, że wszyscy starają się być bezpieczni na ile to możliwe. To jest dla mnie ważne. Każdy robi co może, natomiast nigdy nie prowadziłam tak łagodnego i przyjemnego życia jak teraz. Jak w sanatorium . Gimnastyka, spacer, dbam o medytację, relaks, dużo piszę, czytam, oglądam, jest w tym miła równowaga. A ponieważ zawsze wiodłam życie na krawędzi, bez pieniędzy i specjalnego zaplecza – nie mam nic do stracenia.
Jakie są główne emocje?
Emocje: dominuje nadzieja. Ona była pierwsza, pomieszana z euforią, że oto mamy rewolucję, że się wszystko zmienia, rozwala się stary ład. To było źródłem nadziei, że jest nowa energia. Widać ją było w obudzonej wrażliwości na siebie ludzi, którzy dotąd żyli swoim życiem. Teraz epidemia stała się już jakimś status quo, codziennością, trochę więcej mam obaw, czy damy radę uniknąć wejścia w te same koleiny eksploatacji, i myślenia zyskiem. Ale łudzę się, nadzieja jest. Ale przychodzą też obawy, przede wszystkim o bliskich. Chciałam bardzo ochronić moich rodziców, ale dziś wiem, że to zależy tylko od nich, czy zastosują się do zasad bezpieczeństwa. Są dorośli, muszą zdecydować. Podobnie z moimi dziećmi. Wierzę w ich rozwagę. Są daleko, też muszą decydować sami, choć wiem też, że teraz nikt nie jest sam sobie sterem, zakażenie jednej osoby to zagrożenie dla wielu, no ale wiedzą to i moi rodzice i moje dzieci, więc odpuszczam. Obawiam się też, że dopadnie mnie jakaś bzdurna inna choroba i zrobię ludziom z ochrony zdrowia niepotrzebny kłopot. To jest moim zmartwieniem – chcę uważać na siebie właśnie dlatego. I czuję się bardzo zainspirowana. Napisałam już kilka tekstów o koronawirusie, wyszyłam makatkę z koronawirusem. Jakoś oswajam go i zarazem oddaję cześć tej dziwnej sile natury.3. Pomaga mi na pewno własnie to, że nie mam czego żałować, ani czego specjalnie stracić. Sytuacja zero-jedynkowa. Medytuję – to jest wielka pomoc. Ruch, taniec – uwalnia napięcia. I mam to szczęście mieć dostęp do lasów, pól, otwartej przestrzeni – to wielki przywilej dziś.
******
Isia, robi doktorat na socjologii w USA. Kwarantannę przeżywa w Meksyku.
Jak kwarantanna zmieniła na Twoje życie?
Znacząco i niewiele jednocześnie. Jestem właśnie w Meksyku na projekcie badawczym, który miał trwać do sierpnia. Projekt polega na etnografii i wywiadach z Meksykanami, którzy zostali deportowani lub wrócili ze Stanów i muszą teraz odnaleźć się w meksykańskiej rzeczywistości (której często nie znają lub nie pamiętają, bo większość życia spędzili w Stanach). Przez ostatni miesiąc pracowałam w organizacji, która pomaga tym właśnie ludziom, ale tak jak wszystkie inne organizacje, jest teraz zamknięta i przeniosła się w świat wirtualny (na tyle na ile się da). Niestety nie da się robić etnografii online. Tyle ile mogę, wciąż staram się pomagać, ale mój projekt już nie wyjdzie w tym roku. Poza tym mój mąż jest w Stanach (tam mieszkamy). Diego jest lekarzem, anestezjologiem-intensywistą, więc w obecnej sytuacji jest na pierwszej linii frontu. Ma teraz ogrom stresu i pracy, więc bardzo bym chciała być przy nim i go w tym wspierać. Rozważam powrót w kolejnych tygodniach, śledzę informacje o obostrzeniach na granicy, jeszcze można do Stanów wjechać z Meksyku, ale sytuacja może się zmienić praktycznie każdego dnia. Jestem w gotowości i pewnie niedługo będę kupowała bilet.
Jakie są główne emocje?
Strach. Boję się ogromnie pogłębiających się nierówności społecznych. Teraz wszyscy doskonale widzimy jak kruchy i niesprawiedliwy jest system, w którym żyjemy. Boję się wzrostu podziałów, szukania winnych, kategoryzowania i stygmatyzowania, nienawiści, która już się uwydatnia i będzie się rozchodzić szybciej niż wirus. Boję się bezwzględności, że będzie z nas wychodzić to, co najgorsze, bo wszyscy jesteśmy teraz bardzo ‘vulnerable’, bez warstwy ochronnej, nastawieni na przetrwanie.
Co Ci pomaga?
Rozmowy z ludźmi, kontakt (jakikolwiek) z drugim człowiekiem, muzyka relaksacyjna, spacery z psem i wino (haha). Jestem teraz zupełnie sama i nie jestem przyzwyczajona do takiej sytuacji. Moja współlokatorka wyjechała do Polski, bo miała potrzebę bycia z rodziną. Ja zawsze mieszkałam z ludźmi, więc bycie samemu jest dla mnie trudne, ale staram się też w tym odnaleźć. Na szczęście mam psa, którego wyprowadzam na długie spacery (jeszcze można). Na tych spacerach obserwuję otoczenie, jak się zmienia. Choć nie powinno się wychodzić z domu, to widok ludzi daje mi poczucie bezpieczeństwa. Ludzie jeszcze się uśmiechają, jeszcze się kłaniają i pozdrawiają, to mnie ratuje od szaleństwa. Meksykanie są przyzwyczajeni do sytuacji kryzysowych, tu kryzysy i przetrwanie są na porządku dziennym. Ludzie nie wariują, starają się dostosować i żyć dalej. Ale też ile dłużej dadzą radę? 60% społeczeństwa żyje w ubóstwie, jeszcze więcej z dnia na dzień. Uliczni sprzedawcy chodzą teraz od drzwi do drzwi starając się zarobić każdy grosz. Izolacja dla tego kraju może być gorsza w skutkach niż sam wirus. Znów strach, co będzie dalej…